Ach te owoce :) Kuszą . Wiśnie . Cierpka słodycz. Brudzący sok kapiący po brodzie wprost na białe lniane ulubione spodnie. Upaprane przy wydłubywaniu pestek ręce. I jak tu ich nie kochać :)
Dzisiaj Kochani moje weekendowe naleśniki .
Ciasto składało się z :
mąka z pełnego przemiału lubella
olej
szczypta soli
szczypta cukru
mleko sojowe
proporcje oczywiście na tzw oko :)
Do tego blyskawiczna konfitura z wiśni
Trzeba wydrylowac wiśnie z pestek .Kto ma drylownicę , ten ma lżej. Ja nie mam :) Wydrylowane razem z sokiem , który na pewno powstał wkładamy do garnczka z grubym dnem. Dodajemy trochę cukru trzcinowego i na malutkim ogniu co jakiś czas mieszając odparowujemy nadmiar soku. Są gotowe po kilkunastu minutach. Ciężko się im oprzeć .
Dziękuję za :
- cień , gdy słońce praży
- zdrowie
- popołudniowe zaproszenie na grilla
- ciekawość świata
- weganizm ukochany
- film " One life " - wspaniały dokument
To prawda Justynko,
OdpowiedzUsuńi jak tu nie kochać takie pyszne wisienki, i do tego nalesniki.
Posyłam Ci moc serdecznych pozdrowień.
Maria
Mario Kochana :))
OdpowiedzUsuńUwielbiam wiśnie :)
Mnóstwo ciepła i uśmiechów Ci ślę.
Bardzo się cieszę , ze zaglądasz <3
Naleśniki wyglądają rewelacyjnie. Podziwiam za umiejętność drylowania wiśni bez maszynki. U mnie kończy się to zawsze zjedzeniem wszystkich wiśni. Takie wewnątrzgębowe drylowanie.
OdpowiedzUsuńAleksandra :))
OdpowiedzUsuńJa mam tak ze zbieraniem jagód - nie pamiętam by kiedykolwiek udało mi się je nazbierać , zawsze lądują prosto do buzi :)